niedziela, 30 stycznia 2011

Szare paszporty

Estonia zdecydowanie chce do Europy: od 2004 r. jest w Unii, 1 stycznia 2011 r. weszła do strefy euro. Ale nadal nie potrafi sobie poradzić z carsko-sowieckim spadkiem w postaci mniejszości rosyjskiej, która stanowi tu jedną czwartą ludności.


Najpierw jest pamięć, wbijana do głowy przez lata, kiedy ten kraj nazywał się inaczej i nie był wolny: Estonia to była radziecka republika, czytaj – Sowiety. (A jeszcze wcześniej, przed krótkotrwałą niepodległością w latach 1920–1940, od początku XVIII w. to była część imperium moskiewskich carów, rusyfikowana podobnie stanowczo jak nadwiślańska Kongresówka). Na tę pamięć nałożyły się wyobrażenia pochodzące z krajów, które z Estonią podzieliły radziecki los i które podobnie jak ona się usamodzielniły: tam każdy dzień potwierdza, że nic nie jest proste. Bywa, że – ot, choćby na Ukrainie czy w Mołdawii – przetrwała sowiecka mentalność: zwierzchność (milicjant, przywódca) zawsze ma rację. Do tego dochodzi zagubienie: kiedy otwiera się klatka, pęka granica, nie bardzo wiadomo, co ze sobą robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz