niedziela, 1 maja 2011

Bez pracy, bez domu

Dlaczego to krajowi miałoby nie przysługiwać prawo zaostrzenia przepisów regulujących kwestie imigracji zarobkowej? W obliczu sporu pomiędzy Hagą i Warszawą dotyczącego losu Polaków osiadłych w Holandii felietonistka broni tej zasady, nawet jeśli jest ona sprzeczna z europejskim orzecznictwem. Excerpts.


Podczas gdy Henk Kamp, holenderski minister spraw socjalnych i zatrudnienia, przedstawia swój „pakiet energicznych rozwiązań” w sprawie imigrantów zarobkowych z Europy Wschodniej, nieodparcie przychodzi mi na myśl pewna grupa zawodowa, która wymyka się wszelkiej kontroli, a mianowicie rumuńscy handlarze seksem, a ściślej – zniewolonymi kobietami.

Regularnie natykam się na ogolonych na łyso, wytatuowanych i obwieszonych złotem osobników, na ten przestępczy światek rozwijający się w dużych miastach na zachodzie Holandii. Jako że bez zażenowania krzyczą do swoich telefonów komórkowych, to można zrozumieć ich rozmowy. Na przykład taką: „Powiedz Gicy, że musi mieć pieniądze dziś wieczorem, bo jak nie, to zlikwiduję go razem z jego dziewczynami!”.

Albo taką: „Gigi, wpadnij z chłopakami, bo mam nowe…” , tu powstrzymam się już od użycia rumuńskiego słowa oznaczającego kobiece genitalia. Można upaść na duchu, widząc te paradujące szumowiny. Tym bardziej że w tym kontekście niektóre środki podjęte przeciwko imigracji zarobkowej mają znaczenie symboliczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz